Deus venerunt gentes. Pohańcy, o Boże żywy, Wojują Twój kraj właściwy: Kościół twój zesromocili, Miasto z gruntu wywrócili. Na pował leżą po ziemi Trupy sług Twoich, któremi Karmi się ptactwo brzydliwe I bestyje drapieżliwe. Krew po drogach żywa płynie, Jako gdy deszcz wielki linie; A niemasz, ktoby z litości Piaskiem nakrył biedne kości. Nasz przypadek nieszczęśliwy Sąsiad widząc zazdrościwy, Oczy pasie, duszę cieszy, Sobie i z swym rownym śmieszy. Rychłoż, wiekuisty Panie, Twój przeciw nam gniew ustanie? Gniew pożarowi srogiemu Równy nieugaszonemu. Na tych użyj swej srogości, Którzy żadnej wiadomości O Tobie Bogu nie mają, Ani Cię w troskach wzywają. Ci przez ogień, przez miecz srogi, Zniszczyli Twój lud ubogi, Miasta i zamki budowne Położyli z ziemią rowne. Nie chciej pomnieć naszych złości, Ale użyj swej litości Nad nami utrapionymi, Sługami, o Panie, Twymi. Obydź się z nami łaskawie, A to gwoli swojej sławie; Prze Imię swe zawołane Przyjmi nas za przejednane. Nie daj, aby miał słyszany Ten głos być miedzy pogany: Gdzie teraz ich on Bóg sławny, Ich obrońca i stróż dawny? Chciej przed oczyma naszemi Okazać pomstę nad temi, Którzy krew sług Twych przelali, I niewinne mordowali. Usłysz krzyk więźniów ubogich, A wybaw je z oków srogich; Oddal od nich śmierć gotową, Którą widzą tuż nad głową. Sąsiadom płać siedmorako, Którzy nie tak nam snadź, jako Tobie, Panie urągali, Sznupki sprosne zadawali. A my, Twojej lud opieki, Będziem Cię sławić na wieki; Nie zamilczem Twojej chwały, Póki nieba będą stały.
|